A zaczęło się od jednego ula...
Byłem jeszcze uczniem szkoły podstawowej kiedy moja mama Maria, kupiła ul zasiedlony pszczołami, by miód był w domu do jedzenia i na wypadek grypy. Przyroda pasjonowała mnie zawsze, więc wiele
czasu spędzałem na obserwacji pszczół i trzmieli oblatujących okoliczne łąki. Do dziś mam w pamięci pierwsze miodobranie - bez pszczelarskich narzędzi, z gęsim skrzydłem, człamanym nożem zamiast dłuta i sitem do mąki na twarzy. I smak pierwszego miodu z mojej „pasieki”! Nawet nie przypuszczałem, że ta prozaiczna czynność tak wpłynie na całe moje dorosłe życie. Pszczoły stały się moją największą pasją.
Zacząłem prenumerować „Pszczelarstwo” i czytać wszystko o pszczołach. To wtedy podjąłem świadomą, jak na tak młodego człowieka, decyzję - zostanę pszczelarzem, nie tylko z zamiłowania, ale i z zawodu.
Będąc uczniem I klasy Liceum Ogólnokształcącego w Grybowie, w wielkiej tajemnicy przed rodzicami, napisałem do Państwowego Technikum Pszczelarskiego w Pszczelej Woli z prośbą o informację o
obowiązujących zasadach rekrutacji. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu i radości otrzymałem odpowiedź wraz z zaproszeniem na... egzamin z wiedzy pszczelarskiej. W technikum zawiązały się pierwsze, trwające do dziś przyjaźnie z rówieśnikami, którzy również związali się zawodowo z pszczelarstwem. Kolejne lata nauki to Poznań i tamtejsza Akademia Rolnicza. Moja pasja pszczelarska rozwijała się pod wielkim wpływem doktora Józefa Kalinowskiego.
Po powrocie w rodzinne strony, podjąłem pracę jako inspektor do spraw pszczelarstwa w Spółdzielni Ogrodniczo-Pszczelarskiej „Ziemi Sądeckiej” w Nowym Sączu.
Jednocześnie zaangażowałem się w tworzenie struktur Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Nowym Sączu (obecny Karpacki Związek Pszczelarzy), w którym przez 26 lat - z woli pszczelarzy - pełniłem funkcję prezesa zarządu.