XX Biesiada u Bartnika 3 – 4 lipca 2011 (cz. 2)

Data: 20.07.2011

Kategoria:

Biesiada u Bartnika

XX Biesiada u Bartnika 3 – 4 lipca 2011 (cz. 2)

W czasie konferencji „Pomóżmy pszczołom, pszczoły pomogą nam” Krzysztof Kasztelewicz opowiadał o swojej przygodzie z australijską pszczołą, budząc na twarzach wielu słuchających zdumienie i niedowierzanie.

Największym zaskoczeniem po przyjeździe do australijskiego gospodarstwa pasiecznego Warrena Taylora były ogromne przestrzenie. Pasieki znajdowały się w lesie eukaliptusowym obejmującym na obszar 120 x 140 km.Powiedziano nam, że jak na warunki australijskie, to nie jest las, a ledwie… lasek (!) Było w nim ok. 40 tysięcy rodzin pszczelich. Oczywiście, ule były własnością wielu pszczelarzy.
Bywały takie dni, że gdy jechało się rankiem do tego „lasku”, można było spotkać co najmniej 5 ciężarówek przewożących pszczoły na eukaliptusowe pożytki.

Australia to kraj-kontynent, wielkości Europy, w którego pasiekach hodowanych jest ok. 600 tys. rodzin pszczelich. Dla porównania, Polska posiada ok. 800-900 tysięcy rodzin. Australijskie pszczelarstwo to blisko 5,5 tys. pszczelarzy. Nieco ponad 1,5 tys. z nich to pszczelarze zawodowi. By uzyskać taki status, trzeba posiadać przynajmniej 200 rodzin pszczelich. Jak wynika z pobieżnego przeliczenia, średnia ilość rodzin pszczelich przypadająca na australijskiego pszczelarza wynosi 120.

Źródła z australijskiego ministerstwa rolnictwa podają, że roczną produkcję miodu w tym kraju szacuje się na 30 tysięcy ton, czego jedna trzecia jest eksportowana.
Średnia roczna produkcja miodu z pnia wynosi ok. 65 kg, ale już w pszczelarstwie zawodowym (towarowym) z pnia uzyskuje się ok. 100 kg miodu. W zachodniej Australii można uzyskać nawet i 200 kg, lecz tam koszty jego pozyskania są bardzo wysokie, gdyż są to tereny suche i pszczelarze muszą regularnie, przez cały sezon, dostarczać pszczołom wodę. Ta zaś jest niemal na wagę złota.

Nieco zaskakująco brzmieć może informacja, że 80 % australijskich pszczół żyje w dwóch tylko stanach: Nowej Południowej Walii oraz Wiktorii, czyli w południowo-wschodniej części kraju. Cały ten obszar jest bardzo zielony, razem z południowym Queenslandem, który jest już stanem o klimacie tropikalnym. Pozostałe 20% pszczół znajduje się w pasiekach zachodniej części Australii.
Pszczoły z zachodniej i wschodniej części dzieli olbrzymia, kontynentalna pustynia, więc nie mają ze sobą kontaktu. Na wschodzie pszczelarze już zmagają się w pasiekach z małym żuczkiem ulowym, który do zachodniej Australii jeszcze nie dotarł, bo pustynia jest tak wielka, rozległa i gorąca, że nie zdołają jej pokonać ani roje pszczół, ani – tym bardziej – mały żuczek. Dlatego pszczelarze z zachodniej części Australii są w uprzywilejowanej sytuacji – mogą jeszcze eksportować pszczoły na cały świat.
Powstać może wrażenie, że pszczelarze australijscy mają słodkie życie. Nic bardzie mylnego. W całym kraju, we wszystkich pasiekach, uporczywie walczą ze zgnilcem amerykańskim, zbierającym znaczne żniwo wśród pszczół. W ekstremalnych sytuacjach dochodzi nawet do likwidacji (spalenia) chorych rodzin. Powiedziano nam, że najbardziej drastycznym przypadkiem była jednorazowa likwidacja pasieki składającej się z 1500 pni. Warto też wiedzieć, że choć Australia i jej pasieki są wolne od warrozy, jednak już od kilku lat trwają intensywne przygotowania na jej możliwe nadejście.

W Australii obowiązują bardzo restrykcyjne przepisy dotyczące przywozu matek pszczelich. Ściśle rzecz biorąc – zabroniony jest przywóz jakichkolwiek matek bez specjalnego zezwolenia. Były przypadki ominięcia przepisów (nawet w przypadku przewozu kilku tylko matek), jednak kończyło się to dolegliwymi karami finansowymi, a nawet więzieniem (!). Restrykcyjnie przestrzega się także procedur sanitarnych przy przekraczaniu wewnętrznych granic między australijskimi stanami. Na przykład, wjeżdżając do zachodnich stanów, nie wolno wieźć ze sobą jakichkolwiek produktów spożywczych. Wszystkie one muszą być złożone w odpowiednich pojemnikach, które są następnie utylizowane.

W Australii trafiliśmy (ja i pracownik „Sądeckiego Bartnika” – Kazimierz Sowa) do największego na kontynencie pszczelarza – Warrena Taylora – właściciela gospodarstwa pasiecznego „Australian Queen Bee Exporters Pty. Ltd”, liczącego 9 tysięcy rodzin pszczelich, produkującego rocznie 120 tys. czerwiących, unasienionych matek. To tylko fragment zarejestrowanej, ponad półgodzinnej rozmowy.

Zapraszamy do wysłuchania australijskich wspomnień Krzysztofa Kasztelewicza
i obejrzenia zdjęć dokumentujących jego pszczelarską przygodę na Antypodach.
btn_pobierz_mp3
beeaustralia_2_sm beeaustralia_3_sm

Powitanie z Australią…

beeaustralia_4_sm beeaustralia_5_sm

…jej pasiekami i Górą Kościuszki.

beeaustralia_6_sm beeaustralia_7_sm

Przewóz pszczół na „niewielką” odległość. Tylko 650 km.

beeaustralia_8_sm beeaustralia_9_sm

Uliki weselne w sosnowym lasku.

beeaustralia_10_sm beeaustralia_11_sm

Pasieki produkcyjne i towarowe w eukaliptusowym „lasku”.

beeaustralia_12_sm beeaustralia_13_sm

Typowe ule używane przez australijskich pszczelarzy.

beeaustralia_14_sm beeaustralia_15_sm

Powszechnie używany ulik weselny,
po prawej – rój pszczeli osiadły na eukaliptusie (9 metrów nad ziemią).

beeaustralia_16_sm beeaustralia_17_sm

Produkcja pakietów pszczelich (królowa matka i robotnice) eksportowanych na cały świat.

beeaustralia_18_sm beeaustralia_19_sm

Miodobranie na Antypodach.

beeaustralia_20_sm beeaustralia_21_sm

Wychów matek pszczelich.

beeaustralia_22_sm beeaustralia_23_sm

Opieka na ulikami weselnymi i dokarmianie pszczół.

beeaustralia_24_sm beeaustralia_25_sm

Produkcja pakietów – przesypywanie i ważenie pszczół.

beeaustralia_26_sm beeaustralia_27_sm

„Zmotoryzowany” rój i beleczka z matecznikami.

beeaustralia_28_sm beeaustralia_29_sm

Przekładanie larw i przeglądnie uli (bez strachu).

beeaustralia_30_sm beeaustralia_31_sm

Pojenie pszczół (konieczne w australijskim buszu) i obchód pasieki.

beeaustralia_32_sm beeaustralia_33_sm

Przewóz pszczół i rozstawianie uli.

beeaustralia_34_sm beeaustralia_35_sm

Australijska pracownia pszczelarska.

beeaustralia_36_sm beeaustralia_37_sm

Wirowanie miodu eukaliptusowego.

beeaustralia_38_sm beeaustralia_39_sm

W sklepiku miodowym przy jednej z pasiek.
Pożegnanie z Warrenem Taylorem oraz z Renatą i Andrzejem Wyszyńskimi –
polskimi pszczelarzami osiadłymi w Australii.

Jak trafiłem do Warrena Taylora? Zwyczajnie. Napisałem aplikację – oczywiście po angielsku – do biura zajmującego się zatrudnianiem pracowników w Australii. Opisałem swoje doświadczenie pszczelarskie, dołączyłem dokumenty z uprawnieniami do prowadzenia samochodów osobowych, ciężarowych i wózków widłowych. Ku mojemu zaskoczeniu, na pozytywną odpowiedź czekałem niespełna miesiąc. Ustaliłem szczegóły związane z wyjazdem i pobytem.

Najważniejsze, że wytrwałem, a najcenniejsze, że zdobyłem nowe doświadczenia, które uważam za bardzo ważne dla mojego rozwoju zawodowego.

Zmierzenie się z warunkami hodowli pszczół na antypodach daje duży dystans do tego, co robimy w Polsce. Praca w tak dużych gospodarstwach pasiecznych daje do myślenia.

W Australii wykwalifikowany robotnik pasieczny (a tak byliśmy traktowani), musi w ciągu dnia pracy odwiedzić ok. 850 rodzin, by dokonać ich poszerzenia i sprawdzania. Standardem była też produkcja 400-450 pakietów w ciągu 7 godzin pracy, lub wyłapanie w tym samym czasie 800-900 matek pszczelich. Naszym rekordem w tej „dyscyplinie” było złapanie 1650 matek. Inny przykład: załadunek samochodu blisko 200 ulami nie mógł trwać dłużej trwać niż 50 minut, a rozładunek był jeszcze szybszy. To nie są żadne rekordy – to dzienna, choć wyśrubowana norma dla kilkuosobowej ekipy pracującej w pasiece.

W pracy obowiązuje żelazna zasada: jeśli coś zostało zaplanowane, ma zostać zrobione – i bez dyskusji. Właśnie sposób organizacji pracy jest jednym z ważniejszych elementów, na który zwracałem uwagę.

Teraz, po powrocie, wszystko uważnie analizuję i zastanawiam się, które etapy pracy w naszych pasiekach można by usprawnić, zaadaptować do nich podpatrzone w Australii rozwiązania, tak by tzw. towarówka (albo jak się u nas mówi – z przekąsem – „masówka”) nie kojarzyła się z czymś niedobrym, ale z produktem faktycznie wysokiej jakości.

Fot.: Krzysztof Kasztelewicz i Kazimierz Sowa
Opracowanie tekstu, zdjęć i nagranie: Leszek Horwath